Pomorska Ścieżka Smaków to nie tylko kulinarna podróż po regionie – to opowieść o ludziach, których pasja, tradycja i zaangażowanie tworzą wyjątkową mapę smaków Pomorza. W tym materiale oddajemy głos producentom i twórcom lokalnych specjałów, by pokazać, co kryje się za ich produktami – rodzinne historie, przekazywane z pokolenia na pokolenie receptury, codzienne wyzwania i radości oraz to, co dla nich najważniejsze: autentyczność i miłość do tego, co robią. To dzięki nim Pomorskie smakuje tak wyjątkowo!
Pasieka Miodolandia w Stanisławowie
Jak zaczęła się Państwa przygoda z działalnością kulinarną? Czy to pasja wyniesiona z domu, czy może zupełnie nowa droga?
Mirella Browarczyk: Nasza przygoda z działalnością kulinarną zaczęła się od pszczół – dosłownie i w przenośni. Mateusz wychował się wśród uli – to trzecie pokolenie pszczelarzy w jego rodzinie. Od dziecka towarzyszył dziadkowi i tacie przy pracy w pasiece, chłonął wiedzę, doświadczenie, szacunek do natury. Z czasem zrozumiał, że chce iść dalej – nie tylko kontynuować tradycję, ale też nadać jej nowy wymiar. Pszczelarstwo stało się jego drogą życiową, lecz również sposobem na stworzenie czegoś własnego – czegoś, co łączy tradycję z nowoczesnym podejściem do produktu i jakości.
Dla mnie była to zupełnie nowa ścieżka. Zawsze lubiłam gotować, testować nowe smaki, inspirować się kuchniami świata, ale też sięgać po lokalne produkty. W naszym wspólnym życiu naturalnie zaczęłam przejmować rolę osoby, która „otula” produkt opowieścią – bo w tych słoikach miodu kryje się coś więcej niż tylko smak. Moją pasją stało się pokazywanie ludziom, że miody różnią się nie tylko kolorem, ale też aromatem, konsystencją, a przez to świetnie komponują się z konkretnymi potrawami i napojami. Pomagam naszym klientom odkrywać, że miód może być czymś więcej niż dodatkiem do herbaty – może być częścią dania, elementem kompozycji smakowej, opowieścią o miejscu, z którego pochodzi.
Wspólnie tworzymy produkty, które są nie tylko naturalne i lokalne, ale przede wszystkim mają duszę – zakorzenioną w Żuławach, w rodzinnej tradycji, w codziennej pracy z pszczołami i z naturą. Nasza działalność to nie masowa produkcja, a świadomy wybór jakości, uczciwości i autentyczności – zarówno w smaku, jak i w historii, którą chcemy przekazać dalej.

Czy w swojej pracy korzystają Państwo z rodzinnych przepisów lub praktyk przekazywanych z pokolenia na pokolenie? A może inspirują się nimi, tworząc nowoczesne interpretacje tradycyjnych smaków?
W naszej pracy rodzinne tradycje są fundamentem – szczególnie w kontekście pszczelarstwa. Mateusz wyniósł z domu nie tylko praktyczne umiejętności pracy przy ulu, ale też wartości: cierpliwość, uważność i szacunek do pszczół. Jego dziadek i ojciec przekazali mu konkretne praktyki – na przykład jak rozpoznawać moment, kiedy miód jest gotowy do zbioru, jak prowadzić pasiekę zgodnie z rytmem natury. To wiedza, która nie jest zapisana w książkach, ale przekazywana z rąk do rąk, z sezonu na sezon.
My z kolei staramy się te tradycje zachować, ale też rozwijać – szukać nowych dróg, nowych form, nowych smaków. Inspirujemy się przeszłością, ale patrzymy w przyszłość. Na przykład kremowany miód rzepakowy to połączenie tradycyjnego surowca z nowoczesną formą podania, która pozwala wydobyć jego delikatność i kremową konsystencję. Zbieramy też pyłek kwiatowy, który sortujemy według kolorów – to żmudna praca, ale pozwala nam tworzyć linie produktów o różnych nutach smakowych i zapachowych.



Czym dla Państwa jest „smak Pomorskiego”? Jakie cechy czy wartości Państwa zdaniem kryją się za takim hasłem?
Dla nas „smak Pomorskiego” to smak natury, który nie potrzebuje dodatków ani upiększeń. To smak krajobrazu – żyznych Żuław, pól rzepaku, pachnących ziołami miedz, wierzb rosnących przy kanałach i porannej rosy osiadającej na kwiatach. To smak prostoty i autentyczności – nieprzekombinowany, ale prawdziwy.
To także smak pracy – tej codziennej, fizycznej, często zależnej od pogody i humorów pszczół. Smak Pomorskiego to dla nas również cierpliwość: do natury, do sezonowości, do tego, że nie da się przyspieszyć miodobrania, bo wszystko ma swój rytm. To szacunek do lokalności – nie tylko jako modnego hasła, ale jako wyboru, by pracować tu, gdzie się żyje, i z tego, co daje ziemia.
Dla nas to także smak wspólnoty – współpracy z sąsiadami i rolnikami, rozmów na targu, dzielenia się chlebem z miodem przy kuchennym stole. Smak Pomorskiego to dla nas coś, co bardziej się czuje, niż smakuje – zakorzenienie, więź z miejscem, z ludźmi, z tradycją. I przekonanie, że dobre jedzenie zaczyna się od troski – o produkt, o przyrodę i o człowieka.
Z czego są Państwo najbardziej dumni w swojej działalności?
Najbardziej dumni jesteśmy z tego, że nieświadomie, ale dokładnie wpisujemy się w historię Żuław – ziemi osadników, którzy przez wieki przybywali tu z różnych stron i tworzyli wszystko od nowa. My również wyjechaliśmy z Kaszub i osiedliliśmy się tu, budując naszą pasiekę od podstaw. Nie odziedziczyliśmy gospodarstwa – wybraliśmy tę drogę świadomie, zaczynając od zera, z marzeniem o życiu bliżej natury i pracy, która ma sens.
Żuławy to wymagający teren – z ciężką glebą, częstymi wiatrami, specyficznym mikroklimatem. Ale jednocześnie to ziemia, która potrafi się odwdzięczyć – miodami o wyjątkowym charakterze, bogatymi w smak i wartości odżywcze. Przykładem jest nasz Miód żuławski – powstający z nektaru z rzepaku, głogu i bobiku, który zdobył ogólnopolską nagrodę PERŁA w konkursie „Nasze Kulinarne Dziedzictwo – Smaki Regionów”. To dla nas ogromne wyróżnienie, bo pokazuje, że to, co robimy z serca i lokalnych zasobów, jest doceniane również poza regionem.
Dumą napawa nas także to, że nie tylko produkujemy, ale też opowiadamy – o pszczołach, o ziemi, o historii tego miejsca. Nawet nasze logo nawiązuje do dziedzictwa Żuław – inspirowane jest laubzekinami, dawnymi dekoracjami domów osadników, które dziś powracają jako symbol lokalnej tożsamości. Czujemy, że jesteśmy częścią tej opowieści – współczesnym rozdziałem w długiej historii ludzi, którzy zaufali tej ziemi i zaczęli od nowa.
Jakie wyzwania napotkali Państwo na swojej drodze, a jakie sukcesy szczególnie zapadły w pamięć?
Nasza droga nie była ani prosta, ani oczywista. Już na samym początku musieliśmy zmierzyć się z czymś, co wielu mogłoby zniechęcić – silną alergią Mirelli na jad pszczół. Trafiła do szpitala… dokładnie w pierwszą rocznicę naszego ślubu. Później okazało się, że również nasz syn ma alergię. Zostaliśmy więc postawieni przed pytaniem: czy kontynuować tę drogę, wiedząc, z czym się wiąże? Zdecydowaliśmy, że tak – ale z pełną świadomością, ostrożnością i ogromnym wsparciem z naszej strony.
Innym wyzwaniem była sama decyzja o przeprowadzce na Żuławy i budowie pasieki od podstaw. Bez zaplecza, bez rodzinnego gospodarstwa w spadku – z własnych oszczędności, krok po kroku, często nocami, gdy dzieci spały. Logistyka, inwestycje, nauka prowadzenia firmy, a do tego codzienne życie rodzinne – to wszystko uczyło nas pokory, cierpliwości i determinacji.
A sukcesy? Dla nas największym sukcesem jest to, że mamy klientów, którzy wracają. Że nasze produkty nie tylko smakują, ale zostają w pamięci. Dumą napawa nas to, że nasi klienci czują różnicę – mówią, że nasze miody smakują inaczej, że są bliżej natury, bardziej intensywne, bardziej prawdziwe. Że to nie jest „kolejny słoik miodu ze sklepu”, tylko produkt z historią. Albo jak warsztaty, podczas których dzieci z błyskiem w oczach poznają świat pszczół. Cieszy nas każda taka chwila – gdy widzimy, że to, co robimy, ma sens i zostawia ślad.


Jakie znaczenie ma dla Państwa udział w projekcie Pomorskiej Ścieżki Smaków? Czy przyniósł nowe doświadczenia, możliwości, znajomości?
Największym plusem uczestnictwa w projekcie Pomorskiej Ścieżki Smaków są ludzie. To niesamowite, że mamy okazję poznać pasjonatów, którzy – podobnie jak my – idą pod prąd, stawiają na jakość, cierpliwość i szacunek do tradycji. Współpraca z takimi osobami to prawdziwa przyjemność – dzielenie się doświadczeniami, inspiracjami, a także tworzenie czegoś wspólnie. Czujemy, że to właśnie te relacje i wzajemne wsparcie tworzą wartość, która wykracza poza samą działalność gospodarczą.
Dodatkowo ogromną satysfakcję daje nam to, że jesteśmy częścią tej samej mapki Pomorskiego – jak taki dream team Pomorza! Być w gronie ludzi, którzy również oddają serce swojemu regionowi i dbają o jego autentyczność, to naprawdę coś wyjątkowego. To daje poczucie wspólnoty i siły, a jednocześnie motywuje nas do dalszego rozwoju.
TABUN Wytwórnia Cydrów Rzemieślniczych w Otominie

Jak zaczęła się Państwa przygoda z działalnością kulinarną? Czy to pasja wyniesiona z domu, czy może zupełnie nowa droga?
Agata Falkiewicz-Ponikowska: Zdecydowanie kulinaria to moja pasja. Od zawsze lubiłam gotować i piec, już jako mała dziewczynka przygotowywałam różne dania i ciasta. U nas w rodzinie dużą wagę przywiązujemy do celebracji różnych okazji, więc organizujemy imprezy, na które zapraszamy naszych najbliższych, rodzinę i przyjaciół.
Czy w swojej pracy korzystają Państwo z rodzinnych przepisów lub praktyk przekazywanych z pokolenia na pokolenie? A może inspirują się nimi, tworząc nowoczesne interpretacje tradycyjnych smaków?
Tak, często sięgamy do przepisów od mamy, taty czy babci lub chociażby gdy nie mamy dok
Czym dla Państwa jest „smak Pomorskiego”? Jakie cechy czy wartości Państwa zdaniem kryją się za takim hasłem?
Moi dziadkowie, pewnie jak wielu mieszkańców Pomorza, pochodzą ze wschodu, więc nasza kuchnia jest bardzo pomieszana, a to sprawia, że jest ciekawa i urozmaicona. Chciałabym powiedzieć, że smak Pomorskiego to smak świeżej bałtyckiej ryby, ale jest to ostatnio towar bardzo deficytowy.
Z czego są Państwo najbardziej dumni w swojej działalności?
Myślę, że naszą dumą jest to, że firmę prowadzimy rodzinnie i konsekwentnie się rozwijamy i podążamy z duchem czasu.
Jakie wyzwania napotkali Państwo na swojej drodze, a jakie sukcesy szczególnie zapadły w pamięć?
Wyzwaniem są polskie przepisy prawne, np. przy wprowadzaniu na rynek cydru, ale też wiele innych kłód, które rzucane są pod nogi polskim przedsiębiorcom. Sukcesem na pewno jest to, że w końcu nam się udało i nasz cydr można kupić zarówno u nas, jak i w jeszcze kilku trójmiejskich lokalach. Cydr to również wiele wygranych konkursów, zarówno w Polsce jak i za granicą.
Jakie znaczenie ma dla Państwa udział w projekcie Pomorskiej Ścieżki Smaków? Czy przyniósł nowe doświadczenia, możliwości, znajomości?
Zdecydowanie najważniejszą kwestią jest sieć kontaktów. Dzięki udziałowi w programie poznaliśmy wielu ciekawych ludzi, których produkty będziemy pewnie systematycznie włączać do naszej oferty. Poznaliśmy też możliwości wsparcia dla naszego obiektu.



Winnica Quercia Rossa w Piaseckim Polu


Jak zaczęła się Państwa przygoda z działalnością kulinarną? Czy to pasja wyniesiona z domu, czy może zupełnie nowa droga?
Grażyna Wykland: Z pierwszą zakupioną kolekcjonerską butelką wina zrodziło się w nas marzenie o winnicy.
Czy w swojej pracy korzystają Państwo z rodzinnych przepisów lub praktyk przekazywanych z pokolenia na pokolenie? A może inspirują się nimi, tworząc nowoczesne interpretacje tradycyjnych smaków?
Staramy się tworzyć wina naturalne klasyczne, które odzwierciedlają terroir naszej winnicy.
Czym dla Państwa jest „smak Pomorskiego”? Jakie cechy czy wartości Państwa zdaniem kryją się za takim hasłem?
Smak Pomorskiego pokazuje, że potrafimy tworzyć niepowtarzalną manufakturę kulinarną, tj. sery, miody, wędliny, a także cydry, wina i okowity. To wspaniałe i unikatowe wyroby.
Z czego są Państwo najbardziej dumni w swojej działalności?
Wina, które dojrzewają w naszych kadziach, mają charakterystyczny i niepowtarzalny aromat i smak.
Jakie wyzwania napotkali Państwo na swojej drodze, a jakie sukcesy szczególnie zapadły w pamięć?
Wyzwaniem jest nierówna walka z naturą, nieprzewidywalność klimatyczna, coroczne obawy o doprowadzenie owocu do dojrzałości.
Jakie znaczenie ma dla Państwa udział w projekcie Pomorskiej Ścieżki Smaków? Czy przyniósł nowe doświadczenia, możliwości, znajomości?
Pomaga nam w promowaniu nowego miejsca na mapie turystyki kulinarnej.

Makowa Koza we wsi Cieciorka

Jak zaczęła się Państwa przygoda z działalnością kulinarną?
Anna Krużycka: Kozy kupiłam w 2007 roku, dwie sztuki – na próbę. W 2015 było ich już pięć, a teraz mam około czterdziestu. Choć rodzice kiedyś też mieli kozy, to swoją serową drogę zaczęłam zupełnie od nowa. Z ciekawości, z pasji, z potrzeby tworzenia czegoś własnego.
Czy korzystają Państwo z rodzinnych przepisów, czy tworzą nowe interpretacje?
Moje przepisy są nowe – inspirowane internetem, książkami, rozmowami, ale głównie testowane metodą prób i błędów. Rodzinne doświadczenia z kozami dały mi pewne podstawy, ale sery tworzę po swojemu.
Czym dla Państwa jest „smak Pomorskiego”?
Dla mnie smak Pomorskiego to natura, prostota i autentyczność. To coś, co rośnie tuż za progiem – pachnie łąką, słońcem i życiem zgodnym z rytmem przyrody.
Z czego są Państwo najbardziej dumni?
Jestem dumna, że mimo przeciwności losu nie zeszłam z obranej ścieżki. Samotnie prowadzę gospodarstwo, opiekuję się kozami, robię sery – i klienci wracają. Dwa razy miałam przyjemność współpracować z Karolem Okrasą – to było dla mnie ogromne wyróżnienie.
Jakie wyzwania i sukcesy szczególnie zapadły w pamięć?
Codzienne prowadzenie gospodarstwa to wyzwanie samo w sobie – szczególnie w pojedynkę. Ale każdy dzień z kozami to też małe zwycięstwo. Największe sukcesy? Docenienie moich serów lokalnie i te wspólne chwile z Karolem Okrasą, które pokazały mi, że idę w dobrym kierunku.
Jakie znaczenie ma dla Państwa udział w projekcie Pomorskiej Ścieżki Smaków? Czy przyniósł nowe doświadczenia, możliwości, znajomości?
Udział w Pomorskiej Ścieże Smaków to dla mnie szansa na wyjście z mojego małego świata do ludzi. Poznałam wspaniałych producentów, miałam okazję pokazać swoje sery szerszej publiczności. To nie tylko nowe możliwości, ale też ogromna dawka motywacji i poczucia, że to, co robię, ma sens.

Artykuł zrealizowany w ramach projektu BASCIL finansowanego dzięki Unii Europejskiej ze środków Programu Interreg Region Morza Bałtyckiego
