Facebook Instagram Spotify

Wielogodzinne spacery po galeriach handlowych, monumentalne świąteczne iluminacje czy wigilie pracownicze. Właśnie z tym wielu z nas dziś kojarzy Boże Narodzenie. Często jednak zapominamy, że grudniowe święta to wielowiekowa tradycja, ukształtowana przez naszych przodków, którzy co prawda obchodzili je dużo skromniej, ale było w tym za to mnóstwo pasji i szczerej radości. Tak jest też na Pomorzu, gdzie nieco już zapomniane tradycje wciąż pielęgnują niektórzy mieszkańcy Kaszub, Żuław czy Kociewia.

Bada z dziadem, uzbrojona w kosę Śmierć, Diabeł, Cygan, Bocian i Kominiarz. To nie alternatywa do „Drużyny Pierścienia”, tylko kaszubski orszak tych, których zwykliśmy nazywać kolędnikami. W wieczór wigilijny chodzą po domach jako Gwiazdka, a potem – między Bożym Narodzeniem a Świętem Trzech Króli (czas na Kaszubach określany jako Gòdë) – zmieniają nazwę na Gwiżdże. Cel ten sam: trochę postraszyć, trochę rozbawić i na pewno nie opuścić żadnego ganku z pustymi rękami. Przed laty wystarczał im kęs jedzenia i łyk dowolnego trunku, dziś największą radość sprawiają im drobne słodkości i parę groszy „na drogę”.

Święta na Pomorzu – tradycyjne prezenty

Czym byłyby święta Bożego Narodzenia, gdyby nie prezenty, prawda? Ale znany nam wszystkim Święty Mikołaj nie wzbudziłby na Kaszubach takiego entuzjazmu jak Gwiazdor, bo to właśnie on od wieków przynosił najmłodszym upominki. Czerwony ma on jedynie nos – z zimna – bo jego strój składa się z typowo wiejskich elementów, jak kalosze, gruby kożuch czy czapka nazywana „mycą”. Na Żuławach z kolei rola obdarowującego przypadała niegdyś Siwemu Koniowi. Postać to jednak już nieco zapomniana, pewnie dlatego, że dzieci szybko przestawały wierzyć, że sędziwy zwierzak z zagrody w święta wykopuje spod ziemi prezenty.

Nieco inną rolę pełniły na Żuławach adwentowe „mateczki”. To starsze panie, które przed świętami zbierały pieniądze na to, by również ubodzy ludzie mogli spędzić godnie święta. Ich odwiedziny w domu wiązały się nie tylko z tym, że trzeba było przekazać datek. Dzieci musiały też bowiem wykazać się wiedzą z najważniejszych modlitw. Nagrodą za ich odpowiednie wyrecytowanie była zawsze obietnica otrzymania prezentu. Najwidoczniej „mateczki” były w stałym kontakcie z Siwym Koniem!

Kolacja wigilijna na Pomorzu

Esencją świątecznej tradycji jest jednak kolacja wigilijna. Dziś obowiązkowo złożona z dwunastu dań, kiedyś – z racji ubóstwa – ograniczana do siedmiu albo dziewięciu potraw. Na Kociewiu dawno temu zaczynała się ona nie od dzielenia się opłatkiem, a… podpłomykiem, bardziej przypominającym niewielki placek niż dzisiejsze pięknie wzorowane białe, kruche, cienkie ciasto. Na Kaszubach świąteczny posiłek rodzinny był z tego najlepszego, co przyniosły żniwa, zbiory i połowy: kapusta z grzybami (najlepiej tymi z lasów w okolicach Dziemian!), zupa brzadowa (taki barszcz czerwony, tylko zamiast buraków gotowano ją na owocowym suszu) i ryby – w południowej części Kaszub głównie śledzie i sielawy, a w północnej węgorze. Żuławy tymczasem znane są ze świątecznego deseru, czyli fefernusek, nazywanych pieprzowymi orzechami. To maleńkie kulki z ciasta piernikowego, chętnie zajadane również na Kociewiu.

I choć wiele z opisanych tu tradycji żyje wciąż jedynie dzięki muzeom, prężnie działającym kołom gospodyń wiejskich i aktywnym regionalistom, to część z nich – w bardziej lub mniej zmodyfikowanej formie – „wchodzi” do dużych miast. Nie zdziwmy się więc, gdy któregoś dnia, spacerując po zimowym Gdańsku, natkniemy się na Gwiazdora na Siwym Koniu, który przy okazji świąt chce z nami podzielić się podpłomykiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Rekomendowane doświadczenia