Jeśli do Gdańska przybywają znajomi żądni ciekawostek kulinarnych sprzed lat, zabieram ich do Gdańskiego Bowke. Odwiedziny u tego zawadiaki (bo to właśnie oznacza słowo „bowke”) to kulinarna podróż wstecz o jakieś sto lat, zarówno jeśli chodzi o niektóre smaki z menu, jak i o wystrój wnętrza.
Warto rozejrzeć się po lokalu, bo pełno tu perełek wyłowionych na targu staroci. Ja szczególnie lubię ścianę ze starymi fotografiami. Gdański Bowke zakotwiczył się w najbliższym sąsiedztwie słynnego żurawia i jako restauracja działa od 2011 roku. Poza sezonem drogę do lokalu wskazuje naturalnych rozmiarów postać bowkego pykającego fajkę, ilekroć przechodzę Długim Pobrzeżem, zawsze daję się nabrać i myślę, że to prawdziwy marynarz.
Samo menu to też podróż w czasie – stare reklamy czy instrukcja picia Machandla (o tym za chwilę) to rzeczy, które warto przestudiować w oczekiwaniu na zamówienie.
A w karcie znajdziecie sporo przedwojennych, gdańskich smaczków i kuchnię polską w tradycyjnym wydaniu, ale podaną w nowoczesnej formie. Jest więc bigos gdańskiej mieszczki, talerz portowych przekąsek do wódki chleb własnego wypieku z różnymi dodatkami, nie zabrakło bałtyckiego śledzia z cebulką w śmietanie, zupy rybnej czy racuchów z jabłkiem i cukrem pudrem. Na tych, którzy stronią od mięsa i ryb, czekają kuszące kotleciki z kaszy gryczanej z emulsją z marchwi w sosie pomidorowym.
Karta zmienia się dwa razy w roku, na sezon wiosenny i zimowy, zatem teraz można w niej znaleźć np. zupę szczawiową. Ja ostrzę pazurki na raki w sosie z białego wina, danie rzadko spotykane.
Z kolei jednym z ulubieńców szefa kuchni, Marcina Faliszka, jest boczek z dzika serwowany z ciekawymi dodatkami podkreślającymi jego walory, takimi jak smażona sałata czy pieczona pietruszka.
Jak mówi Marcin Faliszek, szef kuchni: „wiele produktów, których używamy, pochodzi z naszego regionu, który ma bardzo dużo do zaoferowania ze względu na bliskość morza, jezior, a także oferty lokalnych dostawców. W menu restauracji zawsze znajdują się potrawy kuchni polskiej, pomorskiej, która niegdyś opierała się w dużej mierze na dziczyźnie czy morskich i słodkowodnych rybach, a nawet i rakach czy serach kozich. Również lokalizacja miasta Gdańska, który był częścią szlaku transportowego, powodowała iż zawsze tutaj był większy dostęp do różnorodnych produktów, często egzotycznych jak np. szafran czy daktyle.”
Ciekawostką spoza karty, świadczącą o fantazji i umiejętnościach załogi Bowkego jest menu degustacyjne „Bursztynowy Szlak”, w którym każde z dań nawiązywało do bursztynu. Zostało ono wyróżnione przez Kapitułę Gdańskiej Organizacji turystycznej w konkursie na produkt turystyczny roku.
Lokalne trunki w Gdański Bowke
Odrębną opowieść można snuć o serwowanych tu alkoholach. Oczywiście, jak na gdański lokal przystało, można w Bowkem wypić Goldwasser, ale i zapomnianego Machandla, wódkę, którą podaje się z suszoną śliwką nadzianą na wykałaczkę. To tradycyjny sposób serwowania tego alkoholu. Gdański Bowke ma w swej ofercie również piwa przygotowane przez regionalne browary, a sprzedawane pod etykietą restauracji.
W Gdańskim Bowkem spróbowałam więc raków w pysznym, aksamitnym sosie z białego wina z czosnkiem i pietruszką, tatara z łososia i delikatnego okonia podanego z brokułem na puree ziemniaczanym.
Gdy tak sobie skubałam raki, zapijając je zimnym piwem, do lokalu weszła grupka Niemców. Widząc moją ucztę, zaśmiali się i wystawiając kciuki, gratulowali mi wyboru dania. Od początku wiedziałam, że to będzie dobry strzał!