Mierzeja Wiślana to piaszczysty wał, który ciągnie się od Gdańska aż do granicy z Federacją Rosyjską. Oddziela Zalew Wiślany i Żuławy Wiślane od otwartych wód Zatoki. Jest to unikatowy region pod wieloma względami. Zachwyciły mnie tutaj małe, rybackie wioski, w których życie toczy się jak za dawnych lat, piękna przyroda oraz wspaniała kuchnia, wynikająca z mieszanki kultur, jakiej na próżno szukać w dalszych zakątkach kraju. Przebiega tędy ścieżka rowerowa R10, więc jeśli cenicie aktywny wypoczynek, Mierzeja będzie strzałem w dziesiątkę.
Przygraniczna wioska portowa
Swoją wycieczkę rozpoczęłam w urokliwej wsi Piaski, która jest ostatnią polską miejscowością na Mierzei. Pozytywnie zaskoczył mnie brak tłumów i rozwiniętej infrastruktury turystycznej. Mieszkańcy żyją głównie z rybołówstwa, o czym można przekonać się spacerując po gwarnym porcie, pełnym kolorowych kutrów, sieci i sprzętu do połowu. Jak szukacie malowniczej portowej wioski, w której czas płynie zgodnie z rytmem dnia, z dala od zgiełku miasta, to dobrze traficie. Dzikie plaże i szumiące lasy aż proszą się o długie spacery. Na miejscu zjecie naprawdę świeże ryby, możecie wypożyczyć również rowery i na tym koniec, nie uświadczycie typowych turystycznych atrakcji. Kolejnym punktem wyprawy był niedaleki punkt widokowy, związany z nadmorską legendą sprzed lat.
Mierzeja Wiślana i kryjówki piratów
Piraci zawsze wybierali ustronne miejsca, w których mogli się ukrywać i pilnie strzec swoich skarbów. Dawniej Mierzeja Wiślana nie była stałym lądem, a pojedynczymi wyspami. To właśnie na jednej z nich stoi największe wzgórze w okolicy, które wznosi się na 40 m n.p.m. Legenda głosi, że to właśnie z niego stary pirat codziennie obserwował morze i planował kolejne grabieże. Podobno do dziś nie odnaleziono jego skarbów, które ukrył pod ziemią. Na podstawie tej historii wzgórze nosi nazwę Góry Pirata. Osobiście nie dziwię się, że wybrał takie miejsce do wielogodzinnych obserwacji, a nawet ukrycia swoich skarbów, bo sama miałam ochotę siedzieć tam do zachodu słońca. Po wejściu do lasu czekał mnie kilkunastominutowy spacer, w którego trakcie słychać było niezwykły śpiew ptaków. Na szczycie znajduje się wieża, z jednej strony można podziwiać bezkres morza a z drugiej zalew Wiślany. Jednak nie tylko panorama sprawia, że to niezwykłe miejsce. To właśnie tutaj ornitolodzy z całego kraju mogą obserwować miliony ptaków, które migrują pomiędzy Europą a Afryką. To przede wszystkim miejsce badań naukowych. Ptaki przelatują nad lądem, który ma w tym miejscu tylko 800 metrów szerokości, potrafią się wtedy skoncentrować w grupy liczące setki tysięcy osobników. Miejsce jest świetnie przystosowane dla turystów. Nie musicie się martwić, jeśli nie znacie się na ptakach, na całej trasie oraz wieży umieszczone są tablice informacyjne, które nie ukrywam, że czytałam z zaciekawieniem. Nie miałam pojęcia, że to jedyny taki punkt w kraju. Ciekawostki związane z naturą czekają również w miejscach, które w sezonie tętnią życiem, ruszyłam więc do Krynicy Morskiej.
Pamiątkowy Dąb Benek
Krynica Morska to najbardziej znana miejscowość na Mierzei. Doskonała infrastruktura od lat przyciąga turystów. To idealny kierunek dla rodzin, ponieważ jest tutaj mnóstwo atrakcji oraz jedna z najbezpieczniejszych plaż w Polsce. Spacerując po Krynicy warto przejść się trasą „Krynicki Starodrzew”. Znajduje się tam dąb „Benek”, który został zasadzony w 1959 roku z okazji 1000 lecia Państwa Polskiego. Od 2004 roku posiada miano pomnika przyrody. Będąc tak blisko Żuław, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie podjechać po raz kolejny obejrzeć podcieniowych domów, menonickich cmentarzy i odwiedzić ulubioną karczmę.
Kuchnia dawnych osadników
Żuławy leżały na traktach handlowych, ale fakt, że to teren depresji, czyli poniżej poziomu morza sprawiał, że był to trudny teren do życia. Sytuacja zmieniła się, kiedy w XVI przybyli tutaj osadnicy z Niderlandów. Mennonici doskonale poradzili sobie z osuszaniem podmokłych terenów, dodatkowo przywieźli ze sobą sporo ciekawostek kulinarnych. Dzięki nim rozkwitło tu m.in. serowarstwo i browarnictwo.
Charakterystyczne dla Żuław są drewniane domy podcieniowe, których jest coraz mniej. Jeden z nich, trafił w ręce prawdziwych pasjonatów. Ten trzystuletni dom z podcień dobudowanym w pierwszej połowie XIX wieku to jeden z najlepiej zachowanych tego typu obiektów na Żuławach. Został zakupiony w 2013 roku za cenę drewna opałowego. Właściciele postanowili przywrócić mu dawną świetność i zmienić jego lokalizację na Żelichowo, proces przeniesienia trwał aż 10 lat. Już na pierwszy rzut oka widać ogrom pracy, jaki wnieśli gospodarze, dopieszczone są wszystkie detale. Znajduje się tutaj karczma „Mały Holender”. Nie jest to tylko ucztą dla oczu, ale przede wszystkim genialna kuchnia oparta na tradycjach kulinarnych regionu. W menu możecie skosztować potrawa, które jedli m.in. Krzyżacy, Polacy czy Mennonici a do tego napić się tradycyjnego machandla, który był najpopularniejszym alkoholem w Gdańsku. Na pewno zaskoczy Was sposób, w jaki się go pije. To absolutnie obowiązkowy punkt wizyty w tych okolicach, prawdziwa perełka pod każdym względem.
Siedlisko nad Nogatem – Malowniczy dom nad zalewem
Spędzając czas w tak wyjątkowym regionie, warto nocować w miejscu, które utrzymane jest w podobnym klimacie. Piękny, ponad 150-letni dom położony nad rzeką Nogat to idealne miejsce na wypoczynek. Można go wynająć na wyłączność, gotować w kuchni pełnej tradycyjnych mebli z widokiem na ogród, wypić kawę na podcieniowym ganku. Można również wypożyczyć kajaki i aktywnie zwiedzać okolice.
Nigdzie indziej nie znajdziecie nadmorskiego klimatu, w którym na wyciągnięcie ręki jest obserwacja dzikiej przyrody, punkty widokowe i wioski pełne historycznych obiektów. Mierzeja wciąż pozostaje nieodkryta dla masowej turystyki, tym samym oferując odwiedzającym to co najlepsze.
Więcej na: https://gdziewpolscenaweekend.pl/mierzeja-wislana-na-styku-granic/